Sveti Stefan to wyspa – hotel, której bramy otwierają się niczym wrota sezamu jedynie dla wybranych. Ten oderwany od lądu okrawek ziemi aż ugina się pod ciężarem luksusu, jaki oferuje swoim wyjątkowym mieszkańcom. Za grubymi murami, które pamiętają zamierzchłe czasy kryje się przepych, przyprawiający o zawrót głowy.
Wchodząc na wyspę wąskim nasypem, który spaja ją z lądem odczuwa się rodzaj trudnego do opisania podniecenia, jakie towarzyszy parze kochanków podczas pierwszego spotkania. Pierwsze, co zachwyca na wyspie to szum morza i odgłos fal, leniwie obijających się o mury miasta oraz cykanie świerszczy, które próbują przekrzyczeć uliczny gwar i oznajmić wszystkim, że to ich królestwo. Po chwili dopiero ukazuje się oczom widok, który oczarowuje. Oniemiałego turystę powala intensywność barw, blask. Błękit nieba, czerwień dachówek, głęboka zieleń egzotycznej roślinnośc